Forum Forum Matematyczne Coolkowiczów Strona Główna

poznawanie siebie jest zarazem uwalnianiem się od siebie..?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Matematyczne Coolkowiczów Strona Główna -> Dyskusje
Autor Wiadomość
Niebieska
Indukcja Matematyczna



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głogoczów City ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:53, 05 Lis 2007    Temat postu: poznawanie siebie jest zarazem uwalnianiem się od siebie..?

"Posłuchaj. Pytasz o ruch, kolor, dźwięk, pamięć, czas, życie, śmierć, wieczność, mądrość, wolność, prawdę, Boga, największą tajemnicę, jak powstał świat i tak dalej, i temu podobne, i wydaje ci się, że to są właściwe pytania, ale to nie są właściwe pytania. Kiedy - dzięki twojemu wielkiemu cierpieniu - trafiliśmy na siebie, powiedział ci ten, co go masz przed sobą, że może odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania, najbardziej niewiarygodne. Pewnie dlatego windujesz te pytania, które windujesz i które wydają ci się wielkie. Ale naprawdę to one są niewielkie. Wielkie pytania, niebotyczne pytania to te, które dotykają ziemi, po której chodzisz.
- Jakie na przykład są wielkie pytania?
- Wielkie pytania są te, które tobie niechybnie wydadzą się banalne, wręcz śmiechu warte. Na przykład: dlaczego cię złości, że ktoś siorbie przy spożywaniu zupy? Dlaczego lubisz psy, a nie lubisz kotów lub odwrotnie? Dlaczego mówisz, że wolisz góry niż morze lub odwrotnie? Dlaczego przebywasz z ludźmi, z którymi jest ci przyjemnie, a unikasz jak ognia towarzystwa tych, z którymi jest ci w jakiś sposób nieprzyjemnie? Dlaczego telefonujesz do kogoś ze słowami: „Cześć. Dzwonię, bo mam do ciebie taki jeden interes" i wydaje ci się to naturalne? Dlaczego nigdy nie telefonujesz do kogoś ze słowami: „Cześć. Dzwonię, bo nie mam żadnego interesu"? Dlaczego wydawałoby ci się to nienaturalne? Dlaczego kogoś nazywasz przyjacielem? Dlaczego, kiedy temu - kogo nazywasz przyjacielem - jest źle, ciężko, to pocieszasz go, wspierasz, podtrzymujesz na duszy, wygląda, zechciałbyś mu nieba przychylić, a kiedy ten wydostaje się z biedy i zaczyna powodzić mu się, wcale cię to, dziwna rzecz, nie raduje, lecz, dziwna rzecz, zaczyna drażnić? Dlaczego nie podoba ci się, że twoja żona czy narzeczona uśmiechnęła się do jednego pana na przyjęciu imieninowym? Dlaczego podoba ci się, że czyjaś żona czy narzeczona do ciebie uśmiechnęła się? Dlaczego kupiłeś dziecku kryminalną zabawkę-pistolet? Do czego byłbyś zdolny dla swojej rodziny? Dlaczego nudzisz się, kiedy jesteś sam? Dlaczego czekasz na pewien list? Dlaczego z taką niecierpliwością? Dlaczego w towarzystwie obmawiasz nieobecnych? Dlaczego jadąc pociągiem rozwiązujesz krzyżówki? Dlaczego splunąłeś przez lewe ramię, kiedy czarny kot przebiegł ci drogę? Dlaczego wracając nocą do domu wybierasz dłuższą, okrężną trasę, żeby nie przechodzić opodal cmentarza? I tak dalej, i temu podobne. To są właściwe pytania, wielkie pytania, gigantyczne pytania. Kluczowe. Choć tobie niechybnie wydają się płaskie i głupie. W odpowiedziach na te pytania kryje się rozwiązanie wszystkich twoich problemów i wszystkich problemów świata, i początek nowego, prawdziwego życia. Bo w odpowiedziach na te pytania jest samopoznanie. A nie ma samopoznania w odpowiedziach na te pytania, które ty - sądząc, że to najwłaściwsze pytania - stawiasz, obojętnie czy udzielane ci przez człowieka-nikt odpowiedzi są opisem mądrości czy kupą wymysłów. Dla ciebie tak czy owak jest to kupa wymysłów, dopóki sam w sobie nie odkryjesz, o czym to wszystko jest, o czym, a zwłaszcza o kim. Takie pytania należy stawiać, na które sam mógłbyś odpowiedzieć. Nikt ci nigdy nie odkryje, kim jesteś, kim jest twoje Ja, którym jesteś. Żadne święte księgi, żaden mędrzec, żaden prorok, żaden nawiedzony, żaden guru, żaden analityk, psychoanalityk, dogmatyk, pragmatyk, gramatyk i tak dalej. Ty sam i tylko ty sam możesz to odkryć, w sobie odkryć, bo tylko ty sam możesz zaobserwować, jaki naprawdę jesteś. Pytania zatem stawiaj sam sobie i sam sobie na nie odpowiadaj. Nie możesz nic naprawdę poznać, nim siebie nie poznasz, nim nie poznasz poznającego. Niczego nigdy naprawdę nie dowiesz się, nim nie dowiesz się, kim jesteś, kim jest Ja, które chce dowiedzieć się. Bez tego nigdy nic nie będziesz naprawdę wiedzieć, a wszystko będzie wydawać ci się. Wydaje ci się, że zaszedłeś bardzo daleko i bardzo wysoko w poznaniu świata, a ty - nie wiedząc kim jesteś - po prostu nie ruszyłeś z miejsca. To przecież jasne. Jak słońce za chmurami. Trzeba ci poznać chmury, żeby je rozproszyć i żeby odsłonił się widok nad widoki, i żeby mogła objąć i oświetlić cię jasność rozumienia.
Cóż z tego, że przeczytasz jeszcze jedną książkę, co wyda ci się głupia lub wyda ci się mądra, lub wyda ci się trochę mądra trochę głupia. Czytaj, ale w którymś momencie podnieś wzrok znad książki i zapytaj wreszcie siebie: „Dlaczego czytam książki? Bo jest to przyjemne spędzenie czasu? Dlatego, że nie podoba mi się emitowany właśnie program telewizyjny albo dlatego, że już skończył się cały program na wieczór i późny wieczór dzisiejszy? Do poduszki przed snem? Dla intelektualnej rozrywki? Żeby zaliczyć kolejne dzieło modnego autora? Żeby wzruszyć się? Żeby ucieszyć się? Żeby zmartwić się? Żeby znaleźć coś mądrego o życiu? Żeby czegoś nauczyć się? Żeby pomieszkać wyobraźnią w innym świecie? Co to właściwie znaczy inny świat? Co to właściwie znaczy inny? Dlaczego czytam książki? Żeby trochę pożyć bardziej interesującym niż moje życiem bohaterów książki? Żeby zobaczyć, że pomimo wszystko oni jednak też cierpią tak samo jak ja, a niekiedy o wiele, wiele więcej? Dlaczego takie właśnie książki najbardziej podobają mi się, gdzie niepokoje, rozterki, cierpienia, nieszczęścia, tragedie i krew leje się, i trup pada gęsto jak w sztukach Szekspira? Dlaczego właściwie autorowie opisują takie okropności? Ale przede wszystkim dlaczego ja czytam takie okropności? Dlaczego czytam książki? Bo wszyscy czytają, więc dlaczego ja miałbym nie czytać? Bo mam wolną chwilę i trzeba czymś zająć mi się? Dlaczego muszę zawsze czymś zajmować się? Czy potrafię, czy potrafiłbym przez kwadrans, przez pięć minut, przez jedną minutę nic nie robić i o niczym nie myśleć? Dlaczego nie mogę usiedzieć spokojnie, uleżeć spokojnie, ustać spokojnie? Dlaczego tak nieustannie miotam się? Co to jest to uczucie pustki, które odczuwam, kiedy nic nie robię. Czemu to jest takie nie do zniesienia? Czemu tak boję się tego? Co to jest ta czarna dziura? Czy mogę ją wypełnić otworzeniem książki, włączeniem radia czy telewizora, słuchaniem płyt, telefonowaniem do znajomych, pójściem na brydża czy na pokera, do restauracji na wódkę, do kina, do teatru, do opery, do operetki, na publiczne spotkanie z jakimś artystą, pisarzem, gwiazdą ekranu czy estrady, iluzjonistą, magiem, magikiem, na mecz, napisaniem listu, napisaniem wiersza, modlitwą, wspominaniem dzieciństwa, marzeniami o przyszłości? Przecież wszystko cokolwiek robię, żeby czarną dziurę wypełnić, zalepić, zakitować kitem sfabrykowanym przeze mnie czy przez innych, wszystko to wcześniej czy później kończy się i ona znowu pojawia się, znowu jest przy mnie. Ta straszliwa czarna dziura. Więc znów mi uciekać? Mam tak uciekać całe życie? Aż do samej śmierci? Bo przecież dalej nie ucieknę. Czy na tym polega życie? Na nieustającej i, okazuje się, zawsze daremnej ucieczce? Na zawsze daremnym, próżnym kitowaniu tej straszliwej czarnej dziury? Może trzeba mi raz zrobić coś innego, nie wiem co, coś czego jeszcze nigdy nie robiłem? Ale co? Co robić? Chyba już wszystko robiłem, zawsze coś robiłem. Zawsze, kiedy tylko czułem, jak zbliża się, jak nadchodzi, jak nadciąga ta straszliwa czarna pusta chmura, ta straszliwa czarna dziura - natychmiast, w te pędy brałem się za jakąś robotę, za pranie, za cerowanie skarpetek, za mycie naczyń, za sprzątanie, za porządki, za cokolwiek, za byle co, za byle wszystko albo wychodziłem z domu i zachodziłem do znajomych, albo szedłem do kina, albo jechałem gdzieś, w kraj, w świat, albo tysiące różnych rzeczy. Nigdy nie dopuszczałem do siebie tej straszliwej czarnej dziury. Zawsze coś robiłem. Jeszcze nie było tak, żebym czegoś nie robił, zaraz... a może właśnie nic nie robić? Nic a nic. Tak, tego jeszcze zaiste nie robiłem. Więc może właśnie nic nie robić? Absolutnie nic. Nie zagłuszać się, nie chować się za barykadę jakiegoś jakiegokolwiek zajęcia, nie uciekać, nie czmychać. Położyć się albo usiąść i dopuścić do siebie tę straszliwą czarną dziurę, twarzą w twarz, oko w oko. I co? Przestraszę się. Będę chciał uciekać. Ale może chodzi o to, żeby nie uciekać. Zawsze uciekałem i w efekcie nigdzie nie uciekłem. Więc może raz nie uciekać, wytrwać z tą straszliwą czarną dziurą, z nią, przy niej, tuż obok, bardzo blisko, tuż-tuż. Bo przecież, tylko tak mogę zobaczyć, czym ona jest. Co się wtedy może stać? Nie wiem. Skąd mogę wiedzieć, jeżeli tak naprawdę nigdy jeszcze oko w oko, sam na sam z nią nie byłem? Więc wszystko, co o tym powiem, będzie moim wymysłem, wymysłem mojej wyobraźni, wylęknionej wyobraźni. Bo przecież lękam się. Czy w tej chwili lękam się? Tak, lękam się. Nie ma właściwie na razie powodu do lęku, a ja już lękam się. Czego więc lękam się? Lękam się lęku. Czy to jest normalne: lękać się lęku? Bo jeżeli to jest normalne, to również normalne jest lękać się lęku przed lękiem, a więc również lękać się lęku lęku przed lękiem. I tak bez końca. Nie, to na pewno nie jest normalne. Ale tak rzeczy przedstawiają mi się: wszystkiego boję się. Mam sobie wmawiać, mam oszukiwać się, mam udawać, że tak nie jest? Wszystkiego boję się. l ten najgorszy zawsze strach: przed śmiercią.. Czy można nazywać życiem coś, co nieuchronnie kończy się śmiercią,? Czy można nazywać życiem coś, co jest jednym nieustannym lękiem na wszelkie możliwe sposoby zagłuszanym, nic tylko zagłuszanym, ogłuszanym, odsuwanym na jakiś czas z przejścia, przesuwanym z kąta w kąt jak absurdalny mebel, ale ciągle we wnętrzu izby walającym się, nigdy raz na zawsze na śmietnik nie wywalonym? I czy ja w ogóle widzę rzeczywisty świat, jeżeli lękam się, jeżeli lęk zawsze we mnie tkwi jak zatruta zadra, to płytko, to głębiej tak, że powierzchnia - czymś tam w danej chwili znarkotyzowana, znieczulona - nie czuje go, ale on przecież we mnie jest. Ten lęk. Przecież wszystko na co patrzę i wszystko co słyszę, i wszystko co pomyślę - jest moim lękiem skrzywione, spaczone, zdeformowane. Ten świat w moich oczach i w moich uszach, i w moich myślach to zupełnie jak gabinet krzywych luster w wesołych miasteczkach. Z tym tylko, z tym jednym nie do odsunięcia, nie do przesunięcia małym "tylko", że tam to jest komiczne, a tu tragiczne. Tam to jest zabawa, a tu zagłada. Na pewno wszystko wyglądałoby inaczej, gdybym nie lękał się. Nawet nie mogę sobie wyobrazić, jak wyglądałoby życie bez lęku. Tego, jak to jest, kiedy stoi się sam na sam, bez żadnego oparcia, bez żadnej osłony, oko w oko ze straszliwą czarną dziurą też nie mogę sobie wyobrazić. A może to ma jakiś związek jedno z drugim, jeżeli ani tego, ani tego nie mogę sobie wyobrazić? Może trzeba, może nieodzowne jest przeląc się, przestraszyć, przerazić się, żeby uwolnić się od lęku, wszelkiego lęku i może raz na zawsze? A może ja istotnie jestem lękiem, całym lękiem, jego ofiarą, jego skutkiem i przyczyną? Bo czy lęk istnieje niezależnie ode mnie, oddzielnie? Kiedy nie ma tego kogoś, kto boi się, kto lęka się, czy lęk jako taki istnieje? Kiedy nie ma skutku, czy istnieje przyczyna? To jest przecież oczywiste, to skacze do oczu: lęk beze mnie nie istnieje, beze mnie lękającego się. Więc uwolnić się od lęku znaczyłoby uwolnić się od siebie. A może ja jestem też tą straszliwą straszną dziurą? Bo kiedy nie ma tego kogoś, kto przed nią w popłochu ucieka, kto ją przede wszystkim nazywa straszliwą czarną dziurą, to ona nie ma pola do popisu, ona wręcz nie ma żadnej racji bytu. Więc uwolnić się od niej znowu znaczyłoby uwolnić się od siebie. Ale jak mogę od siebie uwolnić się, jeżeli zaiste nie wiem, kim jestem, skąd wziąłem się i po co, i dokąd zmierzam, jeżeli w ogóle dokądś zmierzam? Musiałbym wpierw siebie poznać, żeby móc potem od siebie uwolnić się. Albo może jest tak, że to poznawanie siebie jest zarazem uwalnianiem się od siebie?"


fragment "Fabula rasa" Edwarda Stachury


do przemysleń..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewk@
Tożsamość Eulera



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Obecnie Kraków

PostWysłany: Śro 10:02, 07 Lis 2007    Temat postu:

hmmm dziwny ten tekst jest...
uno primo... poznanie siebie do końca wydaje mi się niemożliwe Smile dlaczego? Otóż nigdy nie wiemy co nas czeka i jak się zachowamy w danej sytuacji, mimo iż wydaje nam się co możemy zrobić to i tak pod wpływem emocji, złości itp. zrobimy coś niekontrolowanego....

duo... jedyna pewną w życiu kwestią jest śmierć i nie ma sensu rozwodzić się na temat czy warto żyć itp bo warto żyć choćby po to by przeżyć piękne chwile i nawet po to bo przeżyć tragedie...

ostatnia kwestia, mianowicie lęku... to tylko reakcja obronna organizmu i ruchy neuronów Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Niebieska
Indukcja Matematyczna



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głogoczów City ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 19:23, 07 Lis 2007    Temat postu:

w tej książce jest dalej wyjaśnione ze nie można powiedzieć ze jest cos niemożliwe.. hmmm nie chce tego tu tłumaczyc gdyż sama tego nie rozumiem do końca, a jak ktoś chce to zapraszam do przeczytania ksiązki, bo warto

co do wartości życia.. hmmm... nie miałaś nigdy chwili zwątpienia? takiej ze poczułas ze cos tu tak do końca nie gra tak jak powinno, jakaś struna sie zerwała i nie da sie juz jej naprawic? jeśli nie to mnie to dziwi. w sumie to jednak w jakiejś części muszę się z Tobą zgodzić. Żyć warto! ale jak to zrobić zeby Żyć a nie tylko trwać lub egzystowac?

a jeśli chodzi o lęk. myśle ze nie można tez do końca tak upraszczać. reakcja obronna organizmu? reakcja na co? na zagrożenie? a jeśli boimy się o coś co nam bezpośrednio nie zagraża? boimy się czegoś co sami wymyśliliśmy? boimy się snów? boimy się słów? jeśli boimy się coś lub kogoś stracic?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ewk@
Tożsamość Eulera



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 549
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Obecnie Kraków

PostWysłany: Pią 7:59, 09 Lis 2007    Temat postu:

zależy jakie zwątpienie masz na myśli, bo jeśli chodzi o brak wiary że coś mi wyjdzie to było tylko raz w 3 klasie gimnazjum i jak każdy się może domyślić chodzi o olimpiadę. Jak się później okazało to zwątpienie nie miało sensu... możecie zapytać dlaczego? Otóż dzięki trzem wspaniałym osobom, które pomogły mi przez to przejść i za to im stokrotne dzięki. Poza tą sytuacją nie było takiej chwili, w której bym się poddała, bo jestem optymistką i wiem, że z KAŻDEJ sytuacji jest jakieś dobre wyjście!

lęk... "jeśli boimy się czegoś co nam nie zagraża"

nie można bać się czegoś co nam nie zagraża, bo jeśli Tobie nie zagraża bezpośrednio to zagraża w "widzeniu" Twojej podświadomości, na którą nie masz wpływu.

Byłam na cyklu spotkań z świetnym facetem, który wykładał właśnie o lęku i dlatego wiem że to można tak upraszczać, bo to jest takie proste, ale wykładu tu nie napiszę, bo nie ma na tyle miejsca Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Niebieska
Indukcja Matematyczna



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 246
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Głogoczów City ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:20, 09 Lis 2007    Temat postu:

no tak.. facet widocznie tez był bardzo prosty, i jego zycie tez musiało byc proste. dziwne tylko ze tak utrudnia sobie wykłady tak je wydłuzając jak mówisz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:    Zobacz poprzedni temat : Zobacz następny temat  
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Matematyczne Coolkowiczów Strona Główna -> Dyskusje Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Regulamin